Queen - A Night at the Opera (1975)


Queen - A Night at the Opera (1975)

1. Death on Two Legs (Dedicated to...)
2. Lazing on a Sunday Afternoon
3. I'm in Love With My Car
4. You're My Best Friend
5. '39
6. Sweet Lady
7. Seaside Rendezvous
8. The Prophet's Song
9. Love of My Life
10. Good Company
11. Bohemian Rhapsody
12. God Save the Queen



  Nadszedł czas na zespół dla mnie najważniejszy. Zespół, bez którego (jestem tego w stu procentach pewien) mój gust i smak muzyczny nie byłyby takie jak teraz, a moja wrażliwość na dźwięki nie byłaby nawet w połowie tak duża. Nadszedł czas, by podzielić się z Wami moją muzyczną Alfą i Omegą.
  Queen to pierwszy świadomie przeze mnie słuchany zespół. To także pierwszy w moim życiu zespół, z którego twórczością się identyfikowałem, i którego płyty pochłaniały mnie bez reszty. A wszystko zaczęło się w pierwszej klasie szkoły podstawowej, gdy kolega puścił mi winylowe wydanie płyty 'Greatest Hits' swojego ojca. Później poszło lawinowo - wykup każdej możliwej kasety Queen z osiedlowych sklepików. Pierwsza wielka muzyczna miłość, która trwa. Piękne.

  Dlaczego akurat ta płyta, a nie, zdecydowanie bardziej kojarzone przez szersze grono odbiorców, 'Greatest Hits I & II', 'Flash Gordon', 'Innuendo' czy 'A Kind of Magic'? Ponieważ 'A Night at the Opera' to w mej ocenie płyta wybitna, stylistycznie do granic możliwości różnorodna, muzycznie - doskonała. A z jakichś przyczyn, mało znana. To płyta z czasów, gdy członkowie zespołu żonglowali swoim udziałem w utworach - nie tylko Freddie śpiewał, nie tylko on komponował. I ten fortepian pana Bulsary (Mercury)... To płyta swobodna, a zarazem profesjonalna. To geniusz przyodziany w szaty rocka lat 70-tych.
  Już pierwsze dźwięki, pierwsze słowa tekstu ('Death on Two Legs') dają nam odczuć, że obcujemy z czymś nowym, dotąd niespotykanym ale już wiemy, że ponadczasowym i eterycznym. Dotąd nie wiem czy przeplatanie utworów ciężkich (tak brzmieniowo, jak i tekstowo) utworami lekkimi, frywolnymi niemalże, było zabiegiem zamierzonym czy dziełem przypadku. Niemniej, uważam ten zabieg za świetny, relaksujący i oczyszczający.
  Nie wszyscy z Was może wiedzieli, że to właśnie z tej płyty pochodzi wizytówka twórczości Queen - utwór 'Bohemian Rhapsody'. Dla mnie jednak ważniejszym i muzycznie doskonalszym dziełem jest monumentalna 'The Prophet's Song'. Utwór ukazujący wszystkie mocne strony każdego z muzyków. I, co chyba bardziej znaczące - ukazujący brak stron słabych. I ta wokalna improwizacja na kilka głosów Freddiego...
  Jak wspomniałem wcześniej, 'A Night at the Opera' to płyta zróżnicowana. Obok pięknych, trudnych i pompatycznych arcydzieł ('Death on Two Legs', 'The Prophet's Song', 'Bohemian Rhapsody' czy wreszcie aranżacji brytyjskiego hymnu 'God Save the Queen') możemy usłyszeć radosne, beztroskie niemalże piosenki pozornie o niczym ('I'm in Love With My Car', 'Lazing on a Sunday Afternoon' czy 'Seaside Rendezvous'). Nie mam pojęcia jak to możliwe, ale w jakiś przedziwny sposób obecność pierwszej grupy utworów obok drugiej nie przeszkadza, nie irytuje ani nie razi. Ma się po prostu wrażenie, że tak ma być!
  Po raz pierwszy, nie wiem komu tak naprawdę mam tę płytę polecić (bo przecież nie zespół, który kojarzy chyba każdy). Do głowy przychodzą mi chyba tylko ludzie bardzo młodzi, którzy dopiero zaczynają swoją podróż w świat muzyki rockowej i/lub metalowej. Bo, cholera, Queen warto znać. I nie tylko te ich kawałki, które wałkują co jakiś czas stacje radiowe czy telewizyjne. Bo Queen to naprawdę coś więcej niż medialnie już zmasakrowane 'We Are the Champions' czy 'We Will Rock You'.




Komentarze

  1. Nie zgadzam się z teorią, że ten album jest niedoceniany i pozostający w cieniu innych albumów Queen. Fakty temu przeczą. Z "Greatest Hits" nie ma sensu go porównywać, bo składanka z największymi przebojami z kilku albumów to jednak nieco inna kategoria. Skupmy się na albumach studyjnych. "A Night at the Opera" w Wielkiej Brytanii pokrył się platyną (za ponad 300 000 sprzedanych egzemplarzy) a w Stanach potrójną platyną (za ponad 3 miliony egzemplarzy). Jak na tym tle wypadają albumy, które wg Ciebie są lepiej kojarzone przez szersze grono odbiorców? "Flash Gordon" ma tylko złoto w UK, w Stanach nic. "A Kind of Magic" - podwójną platynę w UK, ale w Stanach tylko złoto. "Innuendo" - platyna w UK, złoto w USA. Jak widać, z tych czterech albumów to "A Night at the Opera" sprzedał się w największym nakładzie. Aczkolwiek warto dodać, że album "The Game" pokrył się poczwórną platyną w Stanach i złotem w Wielkiej Brytanii.

    Innym faktem jest to, że to właśnie albumowi "A Night at the Opera", a nie jakiemuś innemu dziełu Queen, poświęcono odcinek dokumentu z serii "Klasyczne albumy". A wg Last.fm to tego albumu słuchało najwięcej osób. I jeszcze jedno - "Bohemian Rhapsody" jest w stacjach radiowych odtwarzany częściej niż wspomniane przeboje z "News of the World".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Zgadzam się z Pańską opinią, a w tekście miałem na myśli zwykłego Kowalskiego, który coś tam o Queen słyszał, a nie znawcę muzyki czy superfana grupy. Jeżeli bardzo Pana taka opinia zirytowała, to przykro mi niezmiernie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Atrophia Red Sun - Twisted Logic (2003)

WASI ZNAJOMI - Prokoncepcja - Niedoczekanie (2016)

PŁYTA CZYTELNIKA - Slayer - Repentless (2015)