Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2015

Hollenthon – Opus Magnum (2008)

Obraz
  Tym razem wycieczka do Austrii. Na szczęście, nie tylko alpejskimi nartostradami ten kraj stoi – zdarzają się tam też niezłe metalowe składy. I właśnie o jednym takim składzie chciałbym dziś pomówić. Hollenthon to przedstawiciel mieszanki death, black i symphonic metalu na naprawdę wysokim poziomie, a ich trzeci studyjny album, ‘Opus Magnum’, jest w mojej ocenie najrozmaitszy, najciekawszy i, po prostu, najlepszy.        Na tej płycie bardzo dużo się dzieje. Jest mnóstwo wątków i interesujących historii. Uwagę zwracają też bogate (i do cna wykorzystane) instrumentarium i wokalna różnorodność. Jest wokal czysty i jest growl. Są chórki (tak żeńskie, jak i męskie), prawie operowe wokalizy i orientalne zagajenia. Jest nietuzinkowo i zaskakująco. Równocześnie, nie sposób nie skojarzyć muzyki z ‘Opus Magnum’ z twórczością takich zespołów, jak Rotting Christ, Therion, Orphaned Land czy nawet Septicflesh. Wpływy te słychać wyraźnie. I dobrze!   Każdy utwór opowiada inną historię,

Hypnogaja – Below Sunset (2005)

Obraz
   Jak zapewne zdążyliście się już, Drodzy Czytelnicy, przekonać, lubię czasem posłuchać czegoś lżejszego, spokojniejszego ale naładowanego dużą dawką emocji i uczuć. Dlatego właśnie chciałem przedstawić Wam jedną z moich ulubionych płyt tego rodzaju. ‘Below Sunset’ zespołu Hypnogaja to właśnie taka łatwo wpadająca w ucho, lekko komercyjnie może brzmiąca, ale ciągle świetna i wypełniona po brzegi emocjami płyta. To kawał dobrego amerykańskiego rocka, z niesamowicie sugestywnym i przejmującym wokalem.      Siłą zespołu jest wspomniany wyżej wokal. Jason Arnold ma na tyle oryginalną barwę i manierę w głosie, że od razu zwraca na siebie uwagę. W zależności od nastroju utworu, jest albo delikatny, niski i ciepły, albo staje się mocny, krzykliwy i lekko nawet zawodzący. Świetny i świadomy swoich atutów wokalista.   Album ‘Below Sunset’, w mojej ocenie, wypełniony jest potencjalnymi hitami. Tu naprawdę wszystkie numery są równe, mają charakterystyczny i zapadający w pamięć lejtmo

Michał Lorenc – Bandyta OST (1997)

Obraz
Michał Lorenc – Bandyta OST (1997) 1. Mro iło 2. Taniec Eleny 3. Brute i Elena 4. Pogoń 5. Temat Eleny na cymbały 6. Góry 7. Kradzież pistoletu 8. Prezent Brute`a 9. Sen Eleny 10. Porwanie lorgu 11. Moscu i tatuaż 12. Góry w słońcu 13. Pogoń, lekarstwa, karabiny 14. Requiem Bałkańskie 15. Deszcz 16. Temat Eleny na skrzypce 17. Ulice Londynu 18. Targ 19. Elegia na śmierć szpitala 20. Oczekiwanie 21. W tunelu Eleny 22. Powrót 23. Taniec Eleny. Wariant II 24. Mro iło. Wariant II   Dzisiaj, po raz pierwszy na łamach Antylogii pojawia ten gatunek muzyczny - muzyka filmowa. Wydaje mi się, że na palcach jednej ręki zliczyłbym płyty z filmowymi ścieżkami dźwiękowymi, które wywarły na mnie jakiś wpływ, do których chętnie wracałem, które, w końcu, niosły ze sobą wielki artystyczny przekaz i kunszt. I wśród tych nielicznych, najlepsza dla mnie jest muzyka z filmu ‘Bandyta’, skomponowana przez Michała Lorenca. Arcydzieło.

Nahemah - The Second Philosophy (2007)

Obraz
  Czasem ktoś zasługuje na to, by ‘wpuścić go’ poza kolejką, by pozwolić mu oznajmić swoją obecność tu i teraz. Tak właśnie jest z bohaterem dzisiejszego wpisu, zespołem Nahemah. Poznałem ich muzykę może dwa tygodnie temu, ale od razu coś zaiskrzyło. Z każdym kolejnym przesłuchaniem iskry tak gęstniały, że powstało potężne zarzewie. I choć płyta jako całość, nie jest równa i nie trzyma od początku do końca w napięciu to myślę, że warto o niej wspomnieć Bo to kawał dobrze pomieszanego extreme i progresywnego metalu.      Nahemah to nieistniejący już zespół z Hiszpanii. Nagrali cztery płyty długogrające, z których najbardziej zaciekawiła mnie właśnie ‘The Second Philosophy’. Nie wiem, co dokładnie w niej tak przykuwa moją uwagę. Może spora ilość progresywnych połamańców, a może ten wszechobecny smutek i trwoga, którym cały album silnie emanuje? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Za to z pełnym przekonaniem powiem, że mi się ta płyta, a zwłaszcza jej pierwsza połowa, bardzo podo

Machine Head – Through the Ashes of Empires (2003)

Obraz
Machine Head – Through the Ashes of Empires (2003) 1. Imperium 2. Bite the Bullet 3. Left Unfinished 4. Elegy 5. In the Presence of My Enemies 6. Days Turn Blue to Gray 7. Vim 8. All Falls Down 9. Wipe the Tears 10. Descend the Shades of Night   Mój pierwotny plan przewidywał, rzecz jasna, pojawienie się na Antylogii zespołu Machine Head, ale płyta, o której chciałem pisać, to miało być ich ostatnie wydawnictwo – ‘Bloodstone & Diamonds’ z 2014 roku. Jednakże, im bliżej było do tego wpisu, tym bardziej się wahałem. I tak, wygrała pierwsza płyta Amerykanów, którą w życiu usłyszałem, a którą z miejsca bardzo polubiłem. Dziś będzie o ‘Through the Ashes of Empires’.

Thy Disease – Anshur-Za (2009)

Obraz
Thy Disease – Anshur-Za (2009) 1. Blame 2. Code Red 3. Collateral Damage 4. Nightmare Scenario 5. Moral Supremacy 6. Fog of War 7. Freedom for Anshur-Za 8. Generals’ Speech 9. Rotten Structure 10. Salah-Dhin 11. Sinner in Me (Depeche Mode cover) 12. Frozen (Madonna cover)   Dziś powrót na krakowską scenę. Płyta zespołu, do którego zawsze miałem sporo sympatii. Zespołu, jako support którego nawet udało mi się raz (w szeregach Vae Victis), sto lat temu, na kieleckich juwenaliach zagrać. Wreszcie zespołu, którego dwóch byłych członków zawsze darzyłem sporym szacunkiem – Maćka Kowalskiego za kawał świetnej perkusyjnej mocy (i wspólny, krótki epizod w ‘Fangorn’) i Kubę Kubicę za potężny klawiszowy umysł i nieograniczoną niczym, muzyczną wyobraźnię. O obecnej twórczości Thy Disease nie będę nic mówił – po prostu mi się nie podoba.

Dimmu Borgir – Enthrone Darkness Triumphant (1997)

Obraz
Dimmu Borgir – Enthrone Darkness Triumphant (1997) 1. Mourning Palace 2. Spellbound (By the Devil) 3. In Death's Embrace 4. Relinquishment of Spirit and Flesh 5. The Night Masquerade 6. Tormentor of Christian Souls 7. Entrance 8. Master of Disharmony 9. Prudence's Fall 10. A Succubus in Rapture 11. Raabjørn speiler Draugheimens skodde   Jest rok 2000, może 2001. Na auli osiedlowego Domu Kultury zbiera się coraz więcej ubranych na czarno ludzi. Gromadzą się pod sceną i w korytarzu. Jest upalnie. Wszyscy coraz niecierpliwiej czegoś wyczekują. Okazuje się, że za chwil kilka mają się tu odbyć koncerty kilku amatorskich zespołów metalowych. Pośród nich, nikomu wcześniej (ani nikomu później) nieznany zespół – Fangorn. Wchodzą nieśmiało na scenę (z ‘pożyczonym’ z innego składu klawiszowcem), niezdarnie się podłączają i stroją. W końcu zaczynają. Rozbrzmiewają znane wszystkim klawisze... ’Mourning Palace’ rozpoczyna ten, bądź co bądź, żałosny koncert

Soilwork – Stabbing The Drama (2005)

Obraz
Soilwork – Stabbing The Drama (2005) 1. Stabbing the Drama 2. One With the Flies 3. Weapon of Vanity 4. The Crestfallen 5. Nerve 6. Stalemate 7. Distance 8. Observation Slave 9. Fate in Motion 10. Blind Eye Halo 11. If Possible   Nie jestem  największym fanem melodyjnego, swawolnego i, cholera, rytmicznego death metalu. Ale Soilwork, mimo wszystkich powyższych cech, ubóstwiam. A szósty ich album, ‘Stabbing The Drama’ uważam za najlepszy i niedościgniony. Dziś wycieczka do energetycznej części Szwecji, gdzie w jednym miejscu spotykają się moc, agresja, dynamika i radość. Czas na kawał dobrego i pozytywnego metalu.

Limbonic Art – In Abhorrence Dementia (1997)

Obraz
Limbonic Art – In Abhorrence Dementia (1997) 1. In Abhorrence Dementia 2. A Demonoid Virtue 3. Descend to Oblivion (bonus track) 4. A Venomous Kiss of Profane Grace 5. When Mind and Flesh Departs 6. Deathtrip to a Mirage Asylum 7. Under Burdens of Life's Holocaust 8. Abyssmal Necromancy (bonus track) 9. Oceania (Instrumental) 10. Behind the Mask Obscure 11. Misanthropic Spectrum   Wyobraźmy sobie ciemną, gwieździstą noc na leśnej polanie. Cisza absolutna, przerywana, co i rusz,  nie zawsze rozpoznawanymi odgłosami zwierząt czy roślin. Atmosfera niepokoju, oczekiwania i jakiejś niezrozumiałej ekscytacji. Głowa zadarta do góry, oczy wpatrzone w gwiazdy, a zza nas nieśmiało docierają coraz to wyraźniejsze dźwięki. ‘In Abhorrence Dementia’ zaczyna grać... Niepokój narasta, przestajemy odróżniać dźwięki przyrody od dźwięków z płyty. Atmosfera robi się coraz gęstsza i wtem, łagodna, kołyskowa niemal melodyjka przywołuje nas do rzeczywistości, by zaraz po

Okean Elzy - Supersymetria (2003)

Obraz
  Tym razem coś lekkiego, rockowego i, co chyba w tym wszystkim najciekawsze, ukraińskiego. Dziś będzie mowa o zespole, który poznałem na początku studiów, ucząc się języka ukraińskiego. Zawsze uważałem, że jakoś tak lżej jest się uczyć języka za pomocą muzyki czy filmów. A że uczyłem się od zupełnych podstaw, to taka muzyka była w sam raz – spokojna, nieagresywna, a wokal – czysty i zrozumiały. Tak narodziła się moja fascynacja Okeanem Elzy i ich muzyką.      Zasadniczo, muzyka Ukraińców to taki, komercyjny dość, pop-rock. Tematyka większości tekstów jest raczej ckliwa i przesadnie romantyczna, może się to jednak podobać. Mnie się podoba, bo wszystko tu jest na swoim miejscu. Muzycy zespołu, są muzykami naprawdę. Każdy z nich jest świetnym instrumentalistą (o czym świadczyć mogą nienaiwne, jak ma to miejsce w polskim pop-rocku, melodie i rytmy), a wokalista ma oryginalną, brudną i lekko chropowatą barwę. Jest świadomy swoich możliwości i da się słyszeć, że stara się je w pełni w

Dreamgrave - Presentiment (2014)

Obraz
Dreamgrave - Presentiment (2014) 1. Eternal Eternity 2. Black Spiral 3. Memento Mori 4. The Last Drop Falls 5. Presentiment 6. Presentiment Part 2 7. False Sense of Confidence 8. It's Ubiquitous   Dreamgrave to moje, obok opisywanego już na Antylogii Ne Obliviscaris, absolutnie największe odkrycie ostatniego roku-dwóch. Debiutancki album Węgrów, 'Presentiment', to niesamowicie mocne, bezpardonowe wręcz wtargnięcie do światowej czołówki progresywnego black metalu. Pomysły, rozwiązania i kunszt, które na tej płycie słychać każą słuchaczowi, od pierwszych dźwięków, traktować tę muzyką najpoważniej jak się tylko da. To nie jest jakaś nieporadna próba zaistnienia. To absolutnie świadome, niebywale dojrzałe a zarazem jakieś takie ciągle dość skromne, oznajmienie swojej obecności. Mam nadzieję, że bardzo długiej obecności.

Moonspell – Wolfheart (1995)

Obraz
Moonspell – Wolfheart (1995) 1. Wolfshade 2. Love Crimes 3. ...Of Dream and Drama (Midnight Ride) 4. Lua d'Inverno 5. Trebaruna 6. Vampiria 7. An Erotic Alchemy 8. Alma Mater   Dziś kolejny już powrót do moich z metalem początków. ‘Wolfheart’ zespołu Moonspell to klasyk gatunku. To płyta, którą zna chyba każdy, kto choć trochę interesuje się muzyką metalową. Ten debiut Portugalczyków ma w swej prostocie i  naiwności wiele uroku i czaru, nie dziwi więc fakt, że odniósł tak wielki sukces, a zespół stał się znany na całym niemalże świecie. Bo, bez względu na to, jaki rodzaj metalu sobie ktoś ulubił, Moonspell zawsze będzie mu odpowiadał i po prostu, grał.

In Mourning – The Weight of Oceans (2012)

Obraz
In Mourning – The Weight of Oceans (2012) 1. Colossus 2. A Vow to Conquer the Ocean 3. From a Tidal Sleep 4. Celestial Tear 5. Convergence 6. Sirens 7. Isle of Solace 8. The Drowning Sun 9. Voyage of a Wavering Mind   O zespole z dzisiejszego posta zamierzałem napisać jakoś w najbliższym czasie. Byłem pewien, że prędzej czy później znajdzie w Antylogii swoje miejsce. Nie sądziłem jednak, że stanie się to tak szybko. Wszystko zmienił ich wczorajszy koncert w krakowskim klubie Rotunda. Panowie pozamiatali, powalili nieliczną, niestety, publiczność absolutnie mocarnym, progresywnym death metalowym ciosem! Jeszcze dziś słyszę w uszach tę wrzawę... Ciekawe, że nic nie wskazywało na taki Szwedów występ. Rotunda, a zwłaszcza jej dolna sala, do metalowych koncertów nadaje się tak sobie. Do tego poprzedzające In Mourning zespoły zagrały słabo, nieselektywnie i bez mocy. Na szczęście, oni zmyli to wrażenie jednym ruchem! Świetna sztuka.

Paradise Lost – Draconian Times (1995)

Obraz
Paradise Lost – Draconian Times (1995) 1. Enchantment 2. Hallowed Land 3. The Last Time 4. Forever Failure 5. Once Solemn 6. Shadowkings 7. Elusive Cure 8. Yearn for Change 9. Shades of God 10. Hand of Reason 11. I See Your Face 12. Jaded   Niewiele jest płyt, które kocham bezgranicznie, bezwarunkowo i, mimo upływającego czasu, bezustannie. Na ogół są to płyty ważne dla mnie nie tylko jako słuchacza, ale także jako człowieka. Kojarzą mi się z jakimiś wydarzeniami czy okresem w życiu. Nie inaczej jest i z albumem ‘Draconian Times’ brytyjskiego zespołu-legendy Paradise Lost. Ten piąty album Anglików jest dla mnie (pośród, rzecz jasna, innych) symbolem początku mojej świadomej i, na szczęście nieskończonej, przygody z metalem.