Paradise Lost – Draconian Times (1995)
Paradise Lost – Draconian Times (1995)
1.
Enchantment
2. Hallowed
Land
3. The Last
Time
4. Forever
Failure
5. Once
Solemn
6.
Shadowkings
7. Elusive
Cure
8. Yearn for
Change
9. Shades of
God
10. Hand of
Reason
11. I See
Your Face
12. Jaded
Niewiele jest płyt, które kocham bezgranicznie, bezwarunkowo i, mimo
upływającego czasu, bezustannie. Na ogół są to płyty ważne dla mnie nie tylko
jako słuchacza, ale także jako człowieka. Kojarzą mi się z jakimiś wydarzeniami czy okresem w życiu. Nie inaczej jest i z albumem ‘Draconian Times’ brytyjskiego
zespołu-legendy Paradise Lost. Ten piąty album Anglików jest dla mnie (pośród,
rzecz jasna, innych) symbolem początku mojej świadomej i, na szczęście
nieskończonej, przygody z metalem.
Myślę, że większość słuchaczy metalu zgodzi się ze mną, że pierwsze
kontakty z cięższą muzyką były raczej delikatne i ostrożne. Dla niektórych był
to grunge (Nirvana, Pearl Jam), dla innych thrash metal (Metallica, Megadeth), a
dla jeszcze innych (także i dla mnie) był to doom metal (Paradise Lost, wczesna
Anathema). Ważne było chyba, żeby ta muzyka, mimo swego jakiegoś już ciężaru
i mroku, była zrozumiała i czytelna. Musiała potrafić urzec i podprogowo
namówić do dalszego jej poznawania. Tak na mnie działały (i chyba działają nadal) stare płyty Paradise Lost. I mimo, że jako pierwszą poznałem ‘Icon’, to właśnie ‘Draconian Times’ najbardziej do mnie trafia. Ma największy klimat,
jest najspójniejsza, stylistycznie absolutnie konsekwentna, a muzycznie –
bardzo dojrzała.
Od pierwszego utworu ('Enchantment') wnikamy w specyficzny, nieśpieszny i momentami smutnawy świat muzyków Paradise Lost. Nastrój ten w żaden sposób nie zostaje naruszony aż do samego końca płyty. Jest melancholijnie i przejmująco (genialny 'The Last Time'), jest absolutnie smutno i łzawo (opatrzony autentycznym głosem Charlesa Mansona, fenomenalny i kompletny 'Forever Failure'), bywa żywiej i ciężej ('Once Solemn'), by na powrót uderzyć melodyjnością, ot doom'em po prostu (symboliczny już 'Shades of God' czy 'Hands of Reason').
Na mnie osobiście, najmocniej działa 'Forever Failure'. Przede wszystkim pewnie dlatego, że ten tragiczny, rozpaczliwy smutek w melodii i wokalu za każdym razem wywołują u mnie ciarki na ciele, a zapewne też przez to nagranie głosu Mansona - gdy pozwoli się wyobraźni na pewną swobodę, ona sama zatapia nas (topi?) w otchłani tego utworu. Dla mnie to absolutnie najlepszy utwór tego gatunku (nie tylko Paradise Lost). Arcydzieło.
Omawianą dziś płytę polecam słuchaczom lubiącym melodyjny doom metal. W sumie wszystkim, lubiącym melodyjny metal w ogóle. Jestem przekonany, że bez takiej muzyki metal byłby ubogi. A na pewno uboższy, o tę specyficzną wrażliwość, powolny ciężar i ogrom emocjonalnego ładunku, gotowego do zrzucenia z impetem na słuchacza. Cieszę się, że ten fantastyczny klimat płyt 'Icon' i 'Draconian Times' udało się muzykom z Paradise Lost częściowo chociaż odtworzyć na stosunkowo świeżej (2009) płycie 'Faith Divides Us - Death Unites Us'. Kilkuletni mezalians (czy też nieudany mariaż?) muzyków z innymi gatunkami (elektroniczny gotyk a la Depeche Mode?) na szczęście zakończył się powrotem do jedynie słusznego i muzycznie prawdziwego Paradise Lost. I wszystkie te prawdziwe właśnie płyty zespołu szczerze polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz