Ne Obliviscaris - Citadel (2014)




Ne Obliviscaris - Citadel (2014)



1. Painters of the Tempest (Part I): Wyrmholes
2. Painters of the Tempest (Part II): Triptych Lux
3. Painters of the Tempest (Part III): Reveries from the Stained Glass Womb
4. Pyrrhic
5. Devour Me, Colossus (Part I): Blackholes
6. Devour Me, Colossus (Part II): Contortions






   Dziś pomówimy o jednym z moich najnowszych odkryć. Przygodę z zespołem Ne Obliviscaris zacząłem na początku ubiegłego roku od płyty 'Portal of I' wydanej w roku 2012, która owszem, miała w sobie coś oryginalnego i intrygującego ale niestety nie na tyle jeszcze intensywnego, by na dłużej zagościć w moim odtwarzaczu. To były burzliwe, a momentami niemalże ekstatyczne, dwa-trzy tygodnie. Ale fascynacja tą muzyką jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła, a miejsce tej płyty na mojej playliście zajęły inne wydawnictwa. Do czasu.
  Premiera krążka 'Citadel' odbyła się w listopadzie ubiegłego roku i w zupełności mnie nie obeszła. Nie czekałem na nią, nie wiedziałem o niej. Nowe wydawnictwo Australijczyków (a, tak! Ne Obliviscaris prócz zaskakującej muzyki, mogą pochwalić się też zaskakującym pochodzeniem - tak bardzo egzotycznym dla ciężkiego grania) pewnie do dziś byłoby dla mnie nagraniem nieznanym, gdyby nie kolega z pracy. On mi o Ne Obliviscaris przypomniał, on mnie do przesłuchania 'Citadel' namówił i to on, a jakże, jako pierwszy nasłuchał się wszystkich brzydkich słów z moich ust pod adresem tej płyty. Bo przyznać się muszę, nie oszczędzałem się w niekonstruktywnej a wulgarnej krytyce.

   No, bo kto normalny, do licha, pozwala sobie w jednym kawałku na delikatną akustyczną balladę utkaną z melodii i pasaży na skrzypcach, w innym pozwala poczuć się jak na kameralnym klezmerskim występie, a w jeszcze kolejnym - jak na kursie flamenco, gdzie muzykami są progresywni rockmani? A pomiędzy tymi właśnie utworami wybuchają genialne blackmetalowe strzały. Ten przemyślany, mroczny i egzotyczny (skrzypce i ich fantazyjne melodie nie cichną) black metal odbiera głos. Największym paradoksem dotyczącym 'Citadel' jest fakt, że to co z początku uważałem za największą wadę tej płyty, teraz uznaję za jej największą zaletę (biję się w pierś mocno i szczerze). Pierwszy raz od dawna muzyka pokazała mi stanowczo i bezdyskusyjnie, gdzie jest moje miejsce. Obnażyła jedne z głównych wad człowieka (tak, moich także) - zadufanie, ignorancję i jakąś taką artystyczną zaściankowość. Jak czegoś nie rozumiesz, to najlepiej to skrytykuj. Głośno i soczyście.

   'Citadel' zespołu Ne Obliviscaris nie znika już (i przez długi jeszcze czas nie zniknie) ani z mojego odtwarzacza w komputerze, ani z mojego odtwarzacza mp3. Nie mogę do tej płyty przestać wracać. Miewam od niej przerwy, ale nie znajduję siły, by ją na czas dłuższy porzucić. I to jest piękne.
   To wydawnictwo polecam wszystkim słuchaczom kochającym bardzo szeroko rozumianą progresję w metalu. Bo jest to niewątpliwie progresja, jak i, do cholery, jest to niewątpliwie kawał genialnego metalu. Wskazówka: nie poddawajcie się po pierwszych pięciu, dziesięciu czy piętnastu przesłuchaniach. Nigdy nie wiecie, który raz was skutecznie i na bardzo długo porazi.



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Atrophia Red Sun - Twisted Logic (2003)

WASI ZNAJOMI - Prokoncepcja - Niedoczekanie (2016)

PŁYTA CZYTELNIKA - Slayer - Repentless (2015)