Orphaned Land – The Never Ending Way of ORWarriOR (2010)
Ostatnio pisałem o tym, jak fajnie jest mieć możliwość
odkrywania nowej muzyki w Sieci poprzez różnorodne aplikacje. Dziś będzie o
zespole, który poznałem przy okazji czytania czyjejś recenzji. Autor opisywał muzykę
(chyba nawet Forgotten Souls), porównując ją dość obficie do innych zespołów. W
tym, i do muzyki Orphaned Land. Można by długo dywagować nad słusznością tego
porównania (ja, na ten przykład, podobieństw nie zauważam), jednakże uwaga moja
została przykuta na tyle mocno, że z twórczością zespołu się zapoznałem. Na
pierwszy ogień poszła właśnie płyta ‘The Never Ending Way od ORWarriOR’.
Orphaned Land to zespół bardzo oryginalny pod wieloma
względami. Pierwszy z nich to pochodzenie. Zespół powstał i działa w Izraelu.
Egzotycznie, prawda? Kolejna sprawa to muzyka, jaką da się słyszeć na ich
płytach. Zasadniczo, spotykamy się tu z progresywnym metalem. Ale. Wielość i
różnorakość inspiracji, które słychać na płycie zapiera dech w
piersiach, a wynika z pewnością z czysto geograficznych przyczyn. Mocne wpływy
muzyki arabskiej, klezmerskiej czy bliskowschodniej w ogóle, są wszędzie. Łatwo
się zapomnieć słuchając ‘The Never Ending...’. Łatwo można odpłynąć na zupełnie
nie metalowe wody. Gdyby tylko nie ten czysty wokal... Trzecią, równie ważną (i
świadczącą o oryginalności) cechą zespołu są teksty – nierzadko nawołujące do
miłości, szacunku i spokojnego współistnienia wyznawców trzech największych
religii świata: chrześcijaństwa, islamu i judaizmu.
Bogato zdobione (muzycznie, rzecz jasna) egzotyczne
motywy robią dobre wrażenie. Raz szybkie, innym zaś razem powolne i
monumentalne melodie świetnie łączą się z gitarami i growlem, którego niestety
jest za mało. Większość partii wokalnych wykonanych jest czystym męskim wokalem
i nie jest to najlepsze rozwiązanie. To złe wrażenie ratuje duet z pięknym
damskim głosem. Ale jest to zdecydowanie zbyt rzadkie. Wielka szkoda.
‘The Never Ending...’ jest albumem długim, podzielonym na
trzy wyraźne części. Jest przemyślany i równy, choć niestety, bywa też nużący.
Taką muzykę po prostu trzeba lubić. Ja uwielbiam zarówno bliskowschodnie
melodie, jak i klezmerskie standardy, więc płytę tę (jak i pozostałe
wydawnictwa Orphaned Land) lubię i co jakiś czas do niej wracam. Czy to, by się
zrelaksować po długim dniu, czy to, by się przenieść na chwilę gdzieś indziej.
Nie mam ulubionych utworów Izraelczyków. Ciekawe
zjawisko, jakie w sobie zaobserwowałem względem ich twórczości, to jakaś taka
specyficzna zmienność sympatii. Chodzi o to, że w zależności od tego, w jakim
nastroju jestem słuchając ich muzyki, różne utwory uważam za świetne i ciekawe.
Nie miewam tak zbyt często. Oznaczać to może, że ta muzyka ma w sobie
jakąś czarodziejską, przyciągającą uwagę, siłę.
Muzykę ‘Orphaned Land’ polecam sympatykom wszelkich
mariaży metalu z muzyką, w ten czy inny sposób,
folklorystyczną. Bo coś, co dla nas jest egzotyką, dla innych jest muzyką ich
kraju, kultury czy wiary. Zachęcam wszystkich do wybrania się, raz na jakiś czas, w taką egzotyczną podróż na skrzydłach muzyki.
Part I: Godfrey's Cordial – An ORphan's Life
1. Sapari
2. From Broken Vessels
3. Bereft in the Abyss
4. The Path (Part 1) – Treading Through Darkness
5. The Path (Part 2) – The Pilgrimage to Or Shalem
6. Olat Ha'tamid
Part II: Lips Acquire Stains – The WarriOR Awakens
7. The Warrior
8. His Leaf Shall Not Wither
9. Disciples of the Sacred Oath II1
10. New Jerusalem
11. Vayehi Or
12. M i ?
Part III: Barakah – Enlightening the Cimmerian
13. Barakah
14. Codeword: Uprising
15. In Thy Never Ending Way
Bardzo dobra recenzja, zmotywowałeś mnie do przesłuchania ich płyty.
OdpowiedzUsuńCieszę się. Miłego słuchania!
Usuń