Therion - Secret of the Runes (2001)


Therion - Secret of the Runes (2001)

1. Ginnungagap
2. Midgård
3. Asgård
4. Jotunheim
5. Schwarzalbenheim
6. Ljusalfheim
7. Muspelheim
8. Nifelheim
9. Vanaheim
10. Helheim
11. Secret of the Runes


  Będę szczery, nie planowałem pisać o Therion. Ale ostatnio, przeglądając swoje zasoby muzyczne jakoś rzucił mi się w oczy ten zespół. I uruchomiły się wspomnienia. Zatem, co mi tam, dziś pomówimy o dziesiątej płycie Szwedów, a pierwszej i ostatniej, którą akceptuję, ‘Secret of the Runes’.

  Zespołu Therion jakoś nigdy nie traktowałem poważnie. Nie wiem dlaczego. Po prostu, tak było. Może ta skoczność i melodyjność? Jakimś jednakże cudem, ‘Secret of the Runes’ poznałem (niedługo po jej premierze, o ile dobrze pamiętam) i czas jakiś nawet słuchałem. W odbiorze było to dla mnie zawsze jakieś takie naiwne granie, niemniej, coś w tym albumie przykuło moją uwagę na te kilka chwil. Spróbuję dowiedzieć się, cóż to takiego było.
  Muzycznie, technicznie i kompozycyjnie nie można się niby do niczego przyczepić. Są dobre, momentami nawet ciężkie gitary. Są często fajne klawisze, oparte na smyczkowych barwach. Jest bogactwo i różnorodność wokalna. Wreszcie, jest niezły mastering. Wszystko zatem niby na swoim miejscu, a jednak nie da się tego brać na serio. Może zbytnia pompatyczność całości? Może komercyjne trochę brzmienie (nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z Nightwish, Within Temptaton i innym tego typu nonsensem)? Czego jestem pewien, to tego, że gdyby puścić ‘Secret of the Runes’ osobom niesłuchającym na co dzień metalu – z pewnością by im się to spodobało. Może o to właśnie chodzi? Żeby wszędzie i wszystkim pasowało?
  Nie chcę pisać o tej płycie tylko w kontekście jej krytyki. Przecież w młodości jej słuchałem (całkiem często) i mi się podobała. Mało tego, do dziś zdarza mi się (choć już nadzwyczaj rzadko) czasem sobie ją włączyć, ot tak, jako tło do pracy. Są tu fajne rozwiązania wokalne – mieszanina czystych żeńskich i męskich głosów. Jest dynamika i, momentami niemalże swawolna, skoczność. No, i fajne klawisze. Żeby nie było, mam też swoje ulubione kawałki z tego albumu: ‘Asgård’, ‘Jotunheim’, ‘Schwarzalbenheim’, ‘Nifelheim’ i tytułowy ‘Secret of the Runes’. To naprawdę przyzwoita i lekka w odbiorze muzyka.
  Myślę, że warte uwagi jest samo zjawisko, z którym mamy tu do czynienia. Taki sobie zespół, grający taką sobie muzykę, ze skłonnością do przesadnej wzniosłości w jakiś niepojęty sposób znajduje jednak sposób, by zwrócić uwagę takiego człowieka jak ja – fanatyka metalu z ‘tym czymś’, metalu progresywnego czy, szeroko rozumianego, metalu eksperymentalnego. I za to Szwedom z Therion należy się uznanie.
  'Secret of the Runes’ polecam fanom łatwo przyswajalnego i komercyjnego metalu. A także wszystkim tym, którzy na co dzień gustują w innej muzyce, ale chcieliby posmakować czegoś cięższego (ale nie ciężkiego!), dość oryginalnego i nadal – lekkostrawnego. Dla takich słuchaczy to będzie nawet więcej, niż dobry wybór.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Atrophia Red Sun - Twisted Logic (2003)

WASI ZNAJOMI - Prokoncepcja - Niedoczekanie (2016)

PŁYTA CZYTELNIKA - Slayer - Repentless (2015)