Leszek Możdżer - Komeda (2011)


Leszek Możdżer - Komeda (2011)

1. Svantetic
2. Sleep Safe and Warm
3. Ballad for Bernt
4. The Law and The Fist
5. Nighttime, Daytime Requiem
6. Cherry
7. Crazy Girl
8. Moja ballada


   Lekka zmiana klimatu. Czas na wprowadzenie odrobiny spokoju, melancholii i refleksji. Czas by przystanąć na moment, wyostrzyć naszą muzyczną (i nie tylko) wrażliwość i dać się ponieść pięknym nutom. A ja, gdy myślę o pięknych nutach właśnie, to przed oczami mam tylko jednego artystę. Mistrza klawiatury, czarodzieja melodii i bardzo pozytywnego człowieka. I to o nim będzie dziś słów kilka. Zapraszam zatem na wycieczkę do fortepianowego świata genialnego polskiego muzyka, Leszka Możdżera.

  Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem jazzu czy muzyki klasycznej. Jednakowoż, fascynowała mnie cała otoczka tych gatunków i droga, jaką muzycy muszą przebyć, by odnieść w nich sukces. Bo to muzyka prawdziwa, szczera i jedynie słuszna. Mam przez to olbrzymi szacunek do wszystkich jazzowych i klasycznych instrumentalistów. I chyba trochę im zazdroszczę talentu i wytrwałości, bo jedno bez drugiego na nic się zda, a mi brakuje chyba obu.
  Pierwszy raz o Leszku Możdżerze usłyszałem dobrą dekadę temu. Ciekawe jest to, że czas jakiś świetnie już kojarzyłem kim jest, a nie miałem pojęcia jaką tak naprawdę muzykę gra. To zabawne w sumie, choć może też świadczące o mojej ignorancji. Sam nie wiem. Wszystko zmieniło się, gdy przypadkiem w telewizji obejrzałem film dokumentalny o tym pianiście, jak szykował się (zdaje się, w Gdańsku) do jakiejś dużej sztuki muzyczno-teatralnej. Był to zupełnie inny Leszek Możdżer, niż ten znany teraz. Zaniedbany, wychudzony, odrealniony nieco, uzależniony od tworzenia i grania. Trochę dziad. Geniusz, ale dziad. To wystarczyło, bym trochę bardziej zainteresował się muzyką, jaką na co dzień uprawia (i tak bardzie kocha) ten, bądź co bądź, ekscentryk. Tak zaczęła się moja, trwająca do dziś, fascynacja fortepianową twórczością Leszka Możdżera.
  Chwilę się zastanawiałem, którą płytę tego muzyka Wam przedstawić. Stanęło na tym, że najlepszym przykładem będzie muzyka Mistrza, zagrana przez innego Mistrza w hołdzie temuż Mistrzowi. Bo czymże innym, jeśli nie hołdem i wyrazem najwyższego uznania jest nagranie przez Możdżera utworów świetnego kompozytora muzyki filmowej i pianisty (jazzowego, a jakże), Krzysztofa Komedy?
  Płyta ‘Komeda’ zawiera osiem kompozycji Krzysztofa Komedy, delikatnie zapewne przearanżowanych i zagranych ‘po swojemu’ przez Możdżera. Nie widzę sensu w przedstawianiu ich z osobna. Mogę jednak (i chcę) zwrócić uwagę na to, jak bardzo ta płyta emanuje emocjami i swoistą artystyczną nieuchwytnością. To album absolutnie doskonały i w stu procentach przemyślany. I uważam, że wybór nie mógł być lepszy – tylko taki gigant mógł wziąć na warsztat (i udźwignąć!) dorobek innego giganta. Efekt powala i zapiera dech w piersiach. To, jak wszystkie chyba wydawnictwa pianisty, arcydzieło.
  Próba polecenia komukolwiek twórczości Leszka Możdżera wydaje mi się odrobinę naiwna i, wobec samego muzyka, chyba nieco obraźliwa. Zatem dziś nie polecam Wam nic. Kto ma sięgnąć po którąś z jego płyt, ten albo po nią sięgnie sam, albo już dawno to zrobił. Tyle.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Atrophia Red Sun - Twisted Logic (2003)

WASI ZNAJOMI - Prokoncepcja - Niedoczekanie (2016)

PŁYTA CZYTELNIKA - Slayer - Repentless (2015)