Melechesh - Enki (2015)


Melechesh - Enki (2015)

1. Tempest Temper Enlil Enraged
2. The Pendulum Speaks
3. Lost Tribes
4. Multiple Truths
5. Enki - Divine Nature Awoken
6. Metatron and Man
7. The Palm the Eye and Lapis Lazuli
8. Doorways to Irkala
9. The Outsiders


  Wyobraźmy sobie zespół, który powstał w Izraelu (choć żaden z członków Izraelitą nie jest), na stałe przebywa w Holandii, nagrywa w USA i Szwecji, a w tekstach porusza tematykę Mezopotamii i mitologii sumeryjskiej. Do tego nieźle łoi mieszanką deathu, blacku i orientalnych zagajeń. Taki właśnie jest bohater dzisiejszego posta, arcyciekawy zespół Melechesh i jego najnowsza, szósta płyta – ‘Enki’.

  W metalu (wszelkim) prócz progresji, elektroniki i inspirującego eksperymentalizmu bardzo cenię sobie egzotykę i nutkę orientalizmu. Stąd na tym blogu wspominam zespoły z różnych zakątków świata, z różnym pomysłem na swoją muzykę. Bardzo lubię bliskowschodnie melodie, a jeżeli są dobrze wpasowane w metalową konwencję, to to właśnie coś dla mnie. Nie inaczej jest i w przypadku Melechesh. To zawodowe i ciężkie granie, z niezłym blackowym wokalem i absolutnie fenomenalnymi, orientalnymi szkieletami utworów. Wszystko to jest bardzo rasowe. Dodatkowym smaczkiem ‘Enki’ może być fakt (taka ciekawostka), że gościnnie talentów swych użyczyli (w różnych miejscach płyty) Max Cavalera (Soulfly), Sakis Tolis (Rotting Christ) i Rob Caggiano (Volbeat).
  Płyta jest bardzo szybka i dość agresywna. Mimo licznych egzotycznych melodii, nie łagodnieje w żadnym miejscu. To efekt dokładnie odwrotny od tego, który słyszymy m.in. na płytach Orphaned Land, gdzie motywy bliskowschodniego folkloru zbytnio wygładzają i momentami za bardzo lukrują muzykę. Tu nie ma tak daleko idących kompromisów. Na szczęście.
  Jestem pod olbrzymim wrażeniem partii gitarowych. Są świetnie skomponowane i idealnie zagrane. Na nich głównie opiera się całą muzyka na ‘Enki’, dobrze więc, że nie ma tu żadnych słabizn czy przeciętności. Jest naprawdę solidne i zawodowe szarpanie strun. Czysta energia.
  Wokal. Tu skojarzenia mam różne – jest trochę w  stylu Immortal, Old Man’s Child czy miejscami nawet Summoning. Generalnie, bardzo akuratny do muzyki. Powinien być (i jest!) mroczny i demoniczny. Bardzo mi się podoba.
  Przewaga składu Melechesh nad takim na przykład Orphaned Land polega chyba właśnie na wspomnianym wyżej zachowaniu ciężaru i mocy death/black metalu. Często metalowi ortodoksi nie godzą się na łagodzenie muzyki tylko dlatego, że opiera się na oryginalnym, folklorystycznym szkielecie. Tu ten problem nie występuje, więc i pasjonaci łojenia będą ukontentowani. Tak myślę.
  Mam nadzieję, że zasiałem w Was, Drodzy Czytelnicy, ziarno zaciekawienia i zaraz po przeczytaniu tego tekstu sięgniecie po którąś z płyt izraelskich (już) Holendrów. Nie opisuję utworów, byście sami, bez żadnych sugestii gdzieś z tyłu głowy, na swój sposób odebrali tę muzykę.
  ‘Enki’ zespołu Melechesh polecam wszystkim fanom szeroko rozumianego metalu folklorystycznego czy też ‘orientalnego’. Płyta nie jest ani nudna, ani wtórna, ani bez wyrazu. Jest dobrą pozycją podczas poszukiwań czegoś nowego, ale ciągle ciężkiego.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Atrophia Red Sun - Twisted Logic (2003)

WASI ZNAJOMI - Prokoncepcja - Niedoczekanie (2016)

PŁYTA CZYTELNIKA - Slayer - Repentless (2015)