December’s Fire – Vae Victis (1996)
December’s Fire – Vae Victis (1996)
1. Vae Victis
2. Patrz, Jak Płoną Dzikie
Róże
3. Pragnę Twej Krwi
4. Anioł Samotnych
Niejednokrotnie
podkreślałem już, jak bardzo lubię i cenię muzykę z duszą. Muzykę wywołującą
różne, także te skrajne emocje. Jakąś dekadę temu szczególnie ulubiłem sobie
muzykę przesiąkniętą smutkiem, melancholią i nieprzeniknionym mrokiem. Nie
chodziło tu bynajmniej o jakieś małoletnie, buntownicze może, ‘dołowanie się’,
a o te emocje właśnie. Muzyka ma dla mnie tylko wtedy sens i wartość, gdy
zmusza mnie do myślenia, działania i przeżywania. I taką muzykę właśnie można
usłyszeć na płycie ‘Vae Victis’.
December’s Fire to nieistniejący już, jednoosobowy projekt muzyczny Piotra Weltrowskiego, w którym, w jednym z utworów, udzielił się wokalnie (taka ciekawostka) Nergal z Behemotha. Muzyka, którą da się słyszeć na płycie ‘Vae Victis’ to, zdaje się, rodzaj symfonicznego gotyku. Zasadniczo, jest dość niespiesznie i bardzo pompatycznie. A tekstowo? No cóż, trochę może przerost formy nad treścią. Ale na wyobraźnię, zwłaszcza młodych i wrażliwych ludzi działa idealnie. Taka mistyka ciemnego i smutnego gotyku. Działa.
December’s Fire to nieistniejący już, jednoosobowy projekt muzyczny Piotra Weltrowskiego, w którym, w jednym z utworów, udzielił się wokalnie (taka ciekawostka) Nergal z Behemotha. Muzyka, którą da się słyszeć na płycie ‘Vae Victis’ to, zdaje się, rodzaj symfonicznego gotyku. Zasadniczo, jest dość niespiesznie i bardzo pompatycznie. A tekstowo? No cóż, trochę może przerost formy nad treścią. Ale na wyobraźnię, zwłaszcza młodych i wrażliwych ludzi działa idealnie. Taka mistyka ciemnego i smutnego gotyku. Działa.
Wielki talent
komponowania muzyki narastającej, a przez to bardzo hipnotyzującej, ma pan
Weltrowski. Odtworzenie płyty to jak zamknięcie za sobą drzwi po wejściu do
innej rzeczywistości. Demonicznej trochę, strasznej i bardzo niespokojnej
rzeczywistości, w której czas płynie bardzo, bardzo wolno. Lub w ogóle go nie
ma. Słuchacz zostaje zaczarowany, unieruchomiony i jakby zamknięty w ciasnej i
ciemnej celi, sam na sam ze swoimi najmroczniejszymi i najbardziej
przerażającymi myślami. Genialna sprawa. Ja do dziś, słuchając samotnie tej
muzyki, łapię się na tym, że ‘znikam’ gdzieś na długo. Fajne i zatrważające
trochę zjawisko.
Nie widzę celu w
przedstawianiu utworów z albumu ‘Vae Victis’. Chodzi tu przecież głównie o to,
jak ta płyta jako całość działa na ludzi. Jak świdruje umysł, jak wyostrza
zmysły i nakierowuje myśli na nieznane dotąd tory. I jak wielkim smutkiem
intensywnie emanuje. I wiem, że z perspektywy czasu, nie jest to już aż tak
wpływowe (bo i człowiek starszy, dojrzalszy i tak jakby trochę już chyba nie z
tej bajki – życie, ot co), nie paraliżuje już z taką siłą, niemniej, ciągle ma
to coś. Ten czar (urok, może?).
Można tej płycie
zarzucić naiwność, pompatyczność i może nawet sztuczność. Nie można jej jednak
odmówić magii, którą wokół siebie (i z siebie) rozpościera. A autorowi muzyki
nie można odmówić wyobraźni, pomysłowości i konsekwencji w komponowaniu płyty,
jako całości. Album ‘Vae Victis’ projektu December’s Fire polecam wszystkim
metalowym wrażliwcom, wszystkim lubiącym smutny klimat i uznającym terapię
poprzez muzykę. To naprawdę dobrze przemyślane, nieźle nagrane i absolutnie
łatwo przyswajalne mroczne granie.
Komentarze
Prześlij komentarz