Carach Angren - Lammendam (2008)
Wiecie jak chwalę
i jak zachwycam się zespołami, które czerpią garściami z twórczości innych wykonawców.
Wiecie, że łatwo ulegam ich urokowi, gdy tylko muzyczny kolaż, który tworzą
jest jakościowo dobry, a koncepcyjnie kompletny. Nic w tej materii się nie
zmieniło, nadal takie zespoły zajmują ważne miejsce w moim muzycznym świecie. I
dziś będzie o jednym z najlepszych (jeżeli nie najlepszym) artystów,
wpisujących się w takie rozwiązania. Zapraszam Was na kilka słów o moim black
metalowym odkryciu tego roku – duńskim składzie Carach Angren i ich
debiutanckiej płycie ‘Lammendam’.
Wydany w 2008
roku album od pierwszych dźwięków skrada całkowicie uwagę słuchacza. Tak wiele
się tu dzieje, tak wiele jest warstw, że nie sposób za pierwszym razem ogarnąć
całość. Absolutnie fantastyczne wydawnictwo. Do tego bardzo przyzwoicie i selektywnie
wykręcone. Świetne! Przez długie godziny można rozkoszować się dźwiękami, które
choć mniej lub bardziej zawoalowane, szczelnie wypełniają (i to jak!) całą
przestrzeń.
Wspomniałem, że
to black metal. Mówiłem też, że wzorowany na innych. Wszystko to prawda. Kogo
zatem słychać na ‘Lammendam’? Ja odnajduję tu wiele nawiązań, a z pewnością
ktoś o jeszcze większym osłuchaniu w black metalu znajdzie więcej. Nie
przedłużając, dla mnie wyraźnie słychać Dimmu Borgir,
Septicflesh, Old Man’s Child, Immortal, nawet trochę Limbonic Art (bardziej
wokalnie, ale jednak), a także polską Vesanię. Wszystkie te wpływy są tu
chirurgicznie niemalże pozszywane, tworząc przez to dzieło, w swej odtwórczości
– niesamowicie oryginalne. Ja jestem urzeczony!
Instrumentarium. Tu
wszystko jest po prostu dobre. Gitary – rasowo blackowe, klimatycznie
melodyczne i monstrualnie (gdzie trzeba) ciężkie. Perkusja – mistrzostwo tempa,
podwójnej stopy i idealnego akcentowania. Klawisze (partie symfoniczne) – to
majstersztyk godny kompozytora muzyki klasycznej. Tu najwięcej słychać właśnie
Dimmu Borgir. I to jest piękne. Wokal – najlepsze zostawiłem na koniec. Wokal
jest fantastycznie wszechstronny i zdecydowanie przewodzi całości. Nie brakuje
tu smaczków w postaci krzyków, jęków, teatralnych niemalże deklamacji czy
innych, trudnych czasem do zidentyfikowania, odgłosów. Ta warstwa muzyki z
pewnością najwięcej czerpała z innych. Na szczęście, nie skończyło się to
nieudolnym naśladownictwem, a wypracowaniem własnego i, powtórzę raz jeszcze,
oryginalnego jak na odtwórczy, stylu. Piątka z plusem.
Bez względu na to czy jesteście fanami blacku
w stylu Dimmu Borgir, Immortal, Vesanii, Limbonic Art czy każdego
innego, Carach Angren od razu Was zaczaruje i porwie. I, uwierzcie na słowo,
bardzo trudno będzie Wam się wydostać z tego świata. Bo jest magicznie mroczny,
artystycznie brutalny i fascynująco (ale nie przesadnie) pompatyczny
(symfoniczne tła). Przesłuchałem wszystkie płyty Duńczyków i ‘Lammendam’ jest z
nich najlepsza, najbardziej wyrazista i najprawdziwsza. Na drugim miejscu
postawiłbym ich ostatnią płytę, wydaną w tym roku ‘This is no Fairytale’. Ale polecam
Wam zapoznanie się z wszystkimi czterema i wyrobienie sobie własnego zdania. Bo
nie znać Carach Angren, to nie znać pierwszoligowego black metalu. Aż dziw, że
ja poznałem ich tak późno…
1. Het spook van de Leiffartshof
2. A Strange Presence Near the Woods
3. Haunting Echoes From the Seventeenth Century
4. Phobic Shadows and Moonlit Meadows
5. Hexed Melting Flesh
6. The Carriage Wheel Murder
7. Corpse in a Nebulous Creek
8. Invisible Physic Entity
9. Heretic Poltergeist Phenomena
10. La malédiction de la Dame Blanche
Komentarze
Prześlij komentarz