Dzisiejszy wpis jest prawdopodobnie ostatnim w tym roku. Dlatego też, zdecydowałem się na małą niespodziankę. Mam tu przede wszystkim na myśli niespodziankę dla samego siebie. Pamiętacie, jak całkiem niedawno pisałem, jak bardzo nie lubię/nie rozumiem brudnego, ciężkiego grania? Jak bardzo przeszkadza mi jego nieselektywność, chaos i, często przekoloryzowana, demoniczność? Ja doskonale pamiętam co pisałem – bo mowa była wówczas o muzyce zespołu ‘The Ruins of Beverast’, zaproponowanej chwilę temu przez Dariusza. I choć byłem bardzo ostry dla tego artysty, to niedługo później uległem bezwarunkowo zespołowi, grającemu równie brudno, równie demonicznie i równie ciężko. I dziś będzie właśnie o nim, o austriackim dwuosobowym składzie Harakiri for the Sky i ich drugim albumie, ‘Aokigahara’. Zapraszam! Myślę, że w powiedzeniu, że ‘wyjątek potwierdza regułę’ musi być coś z prawdy. No, bo ja naprawdę za taką ścianą dźwięku jak na płytach The Ruins... nie przepad...