Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2015

PŁYTA CZYTELNIKA - Amorphis - Elegy (1996)

Obraz
  Jestem bardzo wdzięczny Grzegorzowi za dzisiejszą propozycję płyty. Amorphis to zespół przeze mnie zdecydowanie niedoceniany. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego przez te wszystkie lata nie odegrał żadnej znaczącej roli w moim życiu. Ale bardzo tego żałuję. A żałować zacząłem całkiem niedawno (niebywałe, ale naprawdę Amorphis zniknął z mojego muzycznego świata), w momencie, w którym w swe ręce dorwałem ich najnowszą (i świetną!) płytę – ‘Under The Red Cloud’. Dziś jednak, na prośbę Czytelnika, zajmiemy się płytą niemalże dwie dekady starszą – ‘Elegy’. Serdecznie zapraszam.      Muzyka Finów jest bardzo charakterystyczna, niejednorodna i przyciągająca uwagę. Ciężko zatem przypisać ich do jednego tylko rodzaju metalu. Słychać tu bowiem i doom metal, i wyraźne choć nienachalne motywy progresywne, da się także wyróżnić wpływy lekko death’owe. Ta różnorodność kompozycyjna znakomicie wpływa na słuchacza. Sprawia, że nawet wielokrotne przesłuchiwanie płyty nie nuży, a wręcz przeciwnie

PŁYTA CZYTELNIKA - Sex Pistols - Never Mind the Bollocks (1977)

Obraz
Sex Pistols - Never Mind the Bollocks (1977) 1. Holidays in the Sun 2. Bodies 3. No Feelings 4. Liar 5. Problems 6. God Save the Queen 7. Seventeen 8. Anarchy in the U.K. 9. Submission 10. Pretty Vacant 11. New York 12. E.M.I.   Z założenia nie przepadam (tak, to dość delikatne słowo) za rockową klasyką. Jedynym wyjątkiem jest mój ukochany Queen. Z założenia też, ale znacznie bardziej nie przepadam za punk rock’iem. A jeżeli jest mowa o klasycznym (legendarnym?) punk rocku, to możecie sobie tylko wyobrazić, Moi Drodzy Antylogiczni Czytelnicy, co się wewnątrz mnie dziać musi. Ale słowo się rzekło. ‘Płyta Czytelnika’ jest dla Was. I każdą płytę przez Was wybraną obiecałem zrecenzować. Słowa zamierzam dotrzymać, choćby nie wiem jak bolało. A zatem, do dzieła!

PŁYTA CZYTELNIKA - The Ruins of Beverast - Foulest Semen of a Sheltered Elite (2009)

Obraz
  Uwielbiam takie wyzwania, jak dzisiejsze. Na skrzynce Antylogii znalazłem maila od Dariusza z prośbą o wyrażenie swojego zdania na temat jednej z płyt jednoosobowego niemieckiego zespołu – The Ruins of Beverast. Nie znałem zupełnie ani artysty, ani płyty. A przeczytawszy pobieżnie w sieci parę słów o stylu z jakim przyjdzie mi się zmierzyć, od razu wiedziałem, że łatwo nie będzie. A zatem, zapraszam na moją recenzję płyty ‘Foulest Semen of a Sheltered Elite’.      Pierwszy odsłuch i... pierwsza przeszkoda. Nie wiem czy kiedykolwiek Wam wspominałem, ale zawsze mam opory przed słuchaniem muzyki brudnej, nieselektywnej i pseudo-mrocznej. Tu to wszystko jest. I ja mam z tym problem. Bo jestem jeszcze w stanie zrozumieć takie brzmienie na płytach rejestrowanych na początku lat dziewięćdziesiątych. Ale płyta z 2009 roku? Serio? Ja wiem, taka  stylistyka i anturaż. Ale po co?   Jako że zdolność do ‘wyłączania ścieżek’ w głowie mam świetnie opanowaną, odwróciłem swą uwagę od brzmie

PŁYTA CZYTELNIKA - Tiamat - Clouds (1992) & The Scarred People (2012)

Obraz
Tiamat - Clouds (1992)                                                           1. In a Dream 2. Clouds 3. Smell of Incense 4. A Caress of Stars 5. The Sleeping Beauty 6. Forever Burning Flames 7. The Scapegoat 8. Undressed Tiamat - The Scarred People (2012) 1. Scarred People 2. Winter Dawn 3. 384 4. Radiant Star 5. The Sun Also Rises 6. Before Another Wilbury Dies 7. Love Terrorists 8. Messinian Letter 9. Thunder & Lightning 10. Tiznit 11. The Red of the Morning Sun    I stało się. Dziś pierwszy (i mam wielką nadzieję, że nie ostatni) wpis z serii 'Płyta Czytelnika’. Napisał do mnie Grzegorz z zadaniem porównania dwóch płyt zespołu Tiamat – jednej z początku kariery zespołu, a drugiej sprzed kilku dosłownie lat. Żeby nie było zbyt łatwo, zadał przy tym filozoficzne niemalże pytanie – czy to nadal jest Tiamat? Choć za Szwedami nigdy nie przepadałem, z przyjemnością podejmę się wyzwania i opowiem Wam, co o tym wszys

In Flames – Come Clarity (2006)

Obraz
   Jest wiele zespołów, których twórczość można wyraźnie podzielić na etapy. I na ogół, przynajmniej jeden z tych etapów jest do bani. In Flames także ma takie etapy w swojej historii: pierwszy fantastyczny - od początków zespołu do płyty ‘Clayman’. I drugi, niewarty w zasadzie wspomnienia, od tamtego czasu aż do dziś. Ale jest wyjątek. Wśród nieciekawej, wtórnej i nic nie wnoszącej muzyki, którą od kilku lat uprawiają, udało się Szwedom nagrać jeden świetny album, z niesamowitą energią i kopnięciem. I o tym właśnie wydawnictwie dziś chcę Wam opowiedzieć.      ‘Come Clarity’, bo o niej będzie mowa, to ósma studyjna płyta In Flames. Polubiłem ją od pierwszego przesłuchania w 2006 roku. Dlaczego? Bo jest tak bardzo energetyczna! Bo ma nie nudzącą się melodykę. Bo, co i rusz, pokazuje pazur. Nie wiem na ile to melodyjny death metal, a na ile jakaś jego alternatywa. To nieistotne. Ważne, jak działa na Słuchacza. Pamiętam, że wałkowałem ją w kółko, na przemian z ‘Stabbing The Drama