Apotheosis - Farthest from the Sun (2002)

 


        Moja dzisiejsza propozycja jest jedną z tych, które lubię najbardziej. I to nie tylko ze względu na gatunek muzyczny. Urok tej, wydanej w 2002 roku płyty, wynika także z tego, że jest ona w całości stworzona przez jedną osobę - pochodzącego z Malty niejakiego Saurona. Jak wiecie, mam niezwykły szacunek dla utalentowanych multiinstrumentalistów. Zwłaszcza, wywodzących się z nieoczywistych dla metalu miejsc.
        "Farthest from the Sun" to jedyna długogrająca płyta w dorobku Saurona. Poprzednich dwóch demówek nie znam, ale myślę, że to właśnie dzisiejsza bohaterka Antylogii jest opus magnum wybitnie uzdolnionego Maltańczyka. Dlaczego? Bo to, absolutnie kompletne wydawnictwo, zawiera w sobie tak wiele, że trudno nie ulec jego urokowi. Ale należy pamiętać, że wymaga ono także wielokrotnego przesłuchania, by choć w części odkryć jego złożoną zawartość.
        Cała płyta składa się z czterech utworów, które łącznie dają słuchaczowi nieco ponad pięćdziesiąt minut fantastycznej podróży. I choć serwis metal-archives klasyfikuje Apotheosis jako epic symphonic black/thrash metal, to jest to olbrzymie niedopowiedzenie. Na "Farthest from the Sun" jest niemalże każda odmiana metalu, a nawet zaskakujące wtręty folkowe. Ale po kolei. Dominujący na płycie Saurona jest, oczywiście, black metal. Ale nie jeden tylko jego rodzaj. Słychać tu mieszankę stylów, które znamy choćby z Old Man's Child, Limbonic Art, Summoning czy Carach Angren. Jako że dwa utwory są instrumentalne, bardzo wyraziste są tu także progresywne prawie zabiegi, łączące melancholijną akustyczną gitarę z klimatycznymi klawiszami i ostro black metalowymi riffami. Jedyne, do czego można mieć tak naprawdę uwagi, to wokal, który, niestety, jest dość mało zajmujący. Często ginie w natłoku lini aranżacyjnych. Brak mu jakby przekonania, o własnej istotności. Szkoda, niemniej, to nie czyni żaden sposób "Farthest from the Sun" albumem niekompletnym. Ot, taka konwencja, świadomie widać przyjęta przez muzyka z Malty.
        Utwory, ze względu na swoją długość, chętnie okraszane są wszelkiego rodzaju przeszkadzajkami czy to rodem z Summoning, czy z Carach Angren. Wprawne ucho dotrze nawet do pewnych analogii z Cradle of Filth czy Falkenbach. Bardzo mi się ten melanż podoba. Bo mimo wielu podobieństw, ta muzyka nadal jest oryginalna i charakterystyczna. Trudno mi się z tą muzyką rozstawać. Naprawdę!
        "Farthest from the Sun" polecam fanom muzyki metalowej. Po prostu. Gotów jestem stwierdzić, że każdemu "metalowi" coś się na tej płycie spodoba. Wyjątkiem mogą być słuchacze, dla których instrumentalny metal, to nie metal. Oni, faktycznie, mogą odczuwać pewien niedosyt. Ja, jednakowoż, jestem tą jedyną długogrającą płytą Apotheosis oczarowany.


1. Victory 06:13
2. The Maimed God 16:28
3. Raise the Dragon Banner 11:54
4. Kingdom 16:24



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Atrophia Red Sun - Twisted Logic (2003)

WASI ZNAJOMI - Prokoncepcja - Niedoczekanie (2016)

PŁYTA CZYTELNIKA - Luxtorpeda - MYWASWYNAS (2016)