Sirius - Aeons of Magick (2000)

        Myśląc o słonecznej portugalskiej stolicy, ostatnią chyba rzeczą, która przychodzi do głowy jest symfoniczny black metal, prawda? A jednak, jest taki (a w zasadzie, był) fantastyczny projekt, który garściami czerpiąc z klasyków gatunku, potrafił zrobić coś, co na dłużej przykuło moją uwagę. I to w roku 2020. I to płytą sprzed równych 20 lat...
        Sirius, bo o nich mowa, to nieistniejąca już od 18 lat pięcioosobowa kapela z Lizbony, która bardzo szybko zaskarbiła sobie moją sympatię. I sprawiła niesamowitą frajdę, fundując wyprawę w dość głęboką już przeszłość. I choć nie wiem, dlaczego nigdy wcześniej o nich nie słyszałem, to mam wrażenie, jakbym znał ich muzykę od zawsze. Dlaczego? Śpieszę wyjaśnić.
        Już pierwsze dźwięki płynące z "Aeons of Magick" jednoznacznie i mocno przywołują skojarzenia z Limbonic Art. I to, jak dla mnie, z najlepszym z ich dzieł - "In Abhorrence Dementia". Wobec takiego ciosu ja pozostaję bezradny - opadam na fotel i słucham, słucham i słucham. Im dalej w płytę, tym Limbonic Art brzmi jeszcze wyraźniej. Ale, dochodzą do tego także charakterystyczne riffy Emperora, czasem trochę dynamiki Old Man's Child, a nawet recytatorskich spowolnień Moonspella. Ale nie dajcie się zwieść - "Aeons of Magick" to stuprocentowa black metalowa jazda, która mimo (albo dzięki?) licznym wyżej wymienionym konotacjom, nadal może (i powinna!) być uznawana za wydawnictwo oryginalne i interesujące.
        Mam niesamowitą słabość do starego dobrego symfonicznego blacku. Wiecie, takiego "z pomysłem", polotem i fantazją. Dlatego tak bardzo lubię "In Abhorrence Dementia" Limbonic Art, dokonania Old Man's Child, Immortal, Dark Funeral czy Dimmu Borgir (tak, im także miejsce w tym gronie się należy). I dlatego tak bardzo z debiutem Siriusa jest mi po drodze. Panowie potrafili tak fajnie sobie dokonania tych wszystkich "wielkich" skompilować", że po prostu chce się tego słuchać. I co jakiś czas wracać. Dokładnie tak samo, jak chce się wracać to tych właśnie "wielkich".
        Czy jest coś w tej płycie, co mi nie odpowiada? Ano, znajdzie się. Może trochę zbyt nachalne użycie tak charakterystycznej dla Limbonic Art barwy klawiszy. Może zbyt jednostajne, a la Moonspellowe, deklamacje. Ale z drugiej pewnie strony, tak właśnie chłopaki sobie to wymyślili, jako swój-nie swój styl. I mi to nie przeszkadza. Choć daleko tej płycie do arcydzieła czy przełomowego kroku w muzyce (nie zapominajmy, że 20 lat temu wiele zespołów grało podobną muzykę, a niewiele dotrwało do dziś - z naszym dzisiejszym bohaterem włącznie), to będę ją polecał wszystkim wielbicielom blacku z przełomu XX i XXI wieku. Bo to, cholera, taka zwyczajnie fajna muzyka. I skutecznie kojąca tęsknotę za "tamtymi" czasami w metalu.
        Jeśli lubisz choć jedną kapelę wymienioną wyżej - Sirius ci podejdzie. Jeśli chciałbyś poznać fenomen "tamtych" lat w ciężkiej muzyce - śmiało sięgnij po "Aeons of Magick". W innym przypadku, może ta płyta przejść obok ciebie bez echa. No i trudno, (ja uważam, że) twoja strata.

1. Sidereal Mirror 6:18
2. The Collapsing Spheres Of Time 9:13
3. Ethereal Flames Of Chaos 6:32
4. The Stargate 3:36
5. Travellers Of The Stellar Ocean 6:27
6. Aeons Of Magick 9:16
7. Beyond The Scarlet Horizon 5:37



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Atrophia Red Sun - Twisted Logic (2003)

WASI ZNAJOMI - Prokoncepcja - Niedoczekanie (2016)

PŁYTA CZYTELNIKA - Luxtorpeda - MYWASWYNAS (2016)