PŁYTA CZYTELNIKA - Placebo - A Place for Us to Dream (2016)
CD 1
1. Pure
Morning
2. Jesus'
Son
3. Come
Home
4. Every
You Every Me
5. Too Many
Friends
6. Nancy
Boy
7. 36
Degrees
8. Taste in
Men
9. The
Bitter End
10. Without
You I'm Nothing
11. English
Summer Rain
12. Breathe
Underwater
13.
Soulmates
14. Meds
15. Bright
Lights
16. Song to
Say Goodbye
17.
Infra-Red
18. Running
Up That Hill
CD 2
1. B3
2. For What
It's Worth
3. Teenage
Angst
4. You
Don't Care About Us
5. Ashtray
Heart
6. Broken
Promise
7. Slave to
the Wage
8. Bruise
Pristine
9. This
Picture
10.
Protège-Moi
11. Because
I Want You
12.
Black-Eyed
13. Lazarus
14. I Know
15. A
Million Little Pieces
16. Special Needs
17. Special K
18. Loud Like Love
Od czasu ostatniej Płyty Czytelnika minęło prawie półtora miesiąca i, będę szczery, zacząłem się już obawiać, że odpuściliście temat, Drodzy Moi. Szczęśliwie, na wysokości zadania (ponownie!) stanęła Justyna, która raz jeszcze postanowiła sprawdzić mnie (i moją cierpliwość) propozycją, jakby nie było, nie do końca z mojej bajki. Ale słowo się rzekło, a Płyta Czytelnika - rzecz święta! Zatem, zapraszam Was na moje wynurzenia dotyczące najnowszej płyty Brytyjczyków z Placebo - 'A Place for Us to Dream'.
Z Placebo mam tak, że nazwę skądś kojarzę, ale żeby ot tak podać z głowy tytuł choć jednego utworu to... nie bardzo. Taki mam zasadniczo stosunek to całej komercyjno-radiowej twórczości muzycznej. Coś tam w głowie gra, ale co i gdzie dokładnie, to już mało istotne. Justyna chyba przewidywała tę moją 'znajomość' twórczości zespołu, bo zaproponowała płytę, które de facto jest składanką największych (?) przebojów grupy. I wielkie jej za to dzięki, bo już przy pierwszym przesłuchaniu okazało się, że sporo z tych kawałków znam! A skąd? Proste, z radia i innych mainstreamowych źródeł.
'Pure Morning', 'Come Home', 'Too Many Friends' czy 'Every You, Every Me' to tak łatwo zapadające w pamięć utwory, że nawet jakby się chciało, to nie można ich chyba nie kojarzyć, posiadając w domu choć jedno radio. Co ciekawe, a o czym nie wiedziałem, Placebo podjęło się także przeróbki hitu Kate Bush z lat 80-tych - 'Running Up That Hill'! Niestety, polegli, a według mnie Daniel Cavanagh (Anathema) na swojej ostatniej solowej płycie zrobił to dużo lepiej. Ale to już kwestia gustu.
Mógłbym kontynuować wyliczankę tych utworów z 'A Place for Us to Dream', które kojarzę. Mógłbym także próbować przekonać Was (i siebie), że mi się to wszystko podoba, bo przecież zawsze podoba się ta muzyka, którą już słyszeliśmy/znamy. Ale nie zrobię ani pierwszego, ani drugiego. Dlaczego? Bo, po pierwsze, ta wyliczanka już mnie znudziła, a po drugie - najnormalniej w świecie muzyka Placebo mi się nie podoba. Ale o tym dalej.
O ile instrumentalnie da się słyszeć, że każdy z Anglików swój instrument zna i w jego użyciu nie jest ani prymitywny, ani wtórny, o tyle jako całość ich muzyki nie mogę jakoś 'łyknąć'. Do tego ten zniewieściały, irytujący niesamowicie głos, który pewnie u fanów zespołu wywołuje konwulsje rozkoszy. No, nie lubię. Dla mnie to takie angielskie wydanie Myslovitz, którego szczerze nie znoszę. Zaczynam się zastanawiać, czy to, że oba zespoły powstały w 1992 roku to aby na pewno przypadek... A tak poważnie, to taka muzyka, bez względu na kraj pochodzenia czy język wykonania, po prostu mnie nudzi i nie przedstawia dla mnie żadnej wartości. Przepraszam, jeżeli komuś z Was, Drodzy Czytelnicy, tym stwierdzeniem sprawiłem przykrość. Jednak, przede wszystkim, muszę być z Wami (i ze sobą!) szczery! Nieprawdaż? Mam też wrażenie, że tekst "... My computer thinks I'm gay..." to autentyczny fragment z biografii wokalisty. Serio...
Czy jest w Placebo cokolwiek, co mi się podoba? Chyba tylko przyzwoity poziom obsługi instrumentów. Nic poza tym. Wiem, że fani zespołu stwierdzą, że nic nie wiem, że kim jestem by to oceniać. I będą mieć rację! Nie zmienia to jednak faktu, że tego typu rock (czy tam, indie) to absolutnie nie mój świat. I choć od kilku lat staram się mój muzyczny świat poszerzać, by nie być tylko metalową konserwą, to w tym kierunku nijak nie jest mi po drodze. I nawet nie jest mi z tego powodu przykro. Niech sobie tę muzykę wezmą radia i wszelkie inne środki masowego przekazu. Na zdrowie.
Muzyki Brytyjczyków nie polecam nikomu. No, chyba, że fanom Myslovitz. Im Placebo puszczałbym zawsze i wszędzie. Po czym spiesznie opuszczałbym ich towarzystwo.
Komentarze
Prześlij komentarz