Rage – Speak of the Dead (2006)


Rage – Speak of the Dead (2006)

1. Morituri Te Salutant
2. Prelude of Souls
3. Innocent
4. Depression
5. No Regrets
6. Confusion
7. Black
8. Beauty
9. No Fear
10. Soul Survivor
11. Full Moon
12. Kill Your Gods
13. Turn My World Around
14. Be with Me or Be Gone
15. Speak of the Dead


  Już dawno temu chciałem Wam napisać o tym zespole, ale zawsze jakoś tak się zdarzało, że inny artysta wpychał się bez kolejki. Dziś już koniec z pozakolejkowiczami i czas na (w zasadzie już) klasyków gatunku – niemiecki heavy-power-thrash band, Rage. I choć poznałem ich (i od razu bardzo polubiłem) przez ‘XIII’ i ‘Ghosts’, to jednak o nieco późniejszym albumie dziś porozmawiamy. Zapraszam na parę słów o siedemnastym (!!!) albumie Niemców, nagranym częściowo z białoruską orkiestrą, ‘Speak of the Dead’.
  Muzyka Rage w zasadzie mocno tkwi w thrash- i heavy metalu. Czyli raczej poza moimi smakami. A jednak, od pierwszych dźwięków bardzo mi przypadła do gustu. Na pewno swoje zrobiły dość ciężkie gitarowe riffy, liczne ale nie przesadzone (ani nie przesłodzone) solówki i wokal, który na szczęście niewiele ma wspólnego z typowym heavy-metalowym kastracyjnym wyciem. Suma tych wszystkich cech sprawiła, że moja przygoda z Rage trwa już ponad 16 lat. I wygląda na to, że jeszcze trochę potrwa.
  Bardzo podoba mi się sposób, w jaki Rage ‘dogaduje się’ z orkiestrą. Bo jej obecność na ‘Speak of the Dead’ to nie jedyny raz, kiedy taka współpraca się odbywa. W ogóle chyba Rage ma do klasycznych instrumentów słabość. Wszystko jest znakomicie zaaranżowane, nie ma pompatycznych czy przesadzonych motywów. Jest za to absolutnie fantastyczna symbioza. Nie wiem kto odpowiada za te aranże, ale ten ktoś robi to fenomenalnie. Panowie z Rage także nie przesadzają, ani usilnie nie starają się ‘zmetalować’ tego międzygatunkowego mariażu. I chwała im za to!
  Co do utworów, to absolutnie wszystkie wymagają polecenia. A że płyta jest bardzo zwarta i świetnie przemyślana, to słuchanie jej jest czystą przyjemnością. Bez dłużyzn, męczących przynudzeń, itd. Mimo piętnastu utworów, tę płytę się po prostu ‘połyka’ w mgnieniu oka. A jej energia (w końcu coś tam z power metalu też ma) pozytywnie nastraja słuchacza. Ja uwielbiam to, co robi ze mną muzyka Rage. To taki mój metalowy akumulator optymizmu.
 Co do samego rzemiosła, to rzecz jasna w tej odmianie (odmianach) metalu niepodzielnie króluje gitara. Jest fantastyczna, ciężka i melodyjna. No, i te solówki! Bez popisówek w czysto heavy metalowym stylu, a z klasą i wyczuciem. Wiele zespołów mogłoby się od nich uczyć. Drugą mocną stroną zespołu jest wokal – bardzo charakterystyczny i świetnie pasujący do tej muzyki. Sprawia też, że zespół znacząco się wyróżnia na tle innych przedstawicieli gatunku. A w muzyce przecież głównie chodzi o to, żeby być oryginalnym i (najlepiej) jedynym w swoim rodzaju. Rage to wszystko ma. A pewnie i dużo więcej.
  Komu polecić tę muzykę? Wszystkim kochającym metal! Tak! Nieistotne czy lubisz black, czy jesteś uzależniony od heavy. Wszyscy znajdą tu coś dla siebie. Dlaczego? Bo to metal przez bardzo duże ‘M’. A że przy tym jest niesamowicie łatwo przyswajalny? To chyba dobrze. Bo w tym przypadku, gwarantuję, nie jest to oznaka komercji, a talentu do tworzenia prawdziwej muzyki. Takiej (też) przez duże ‘M’.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Atrophia Red Sun - Twisted Logic (2003)

WASI ZNAJOMI - Prokoncepcja - Niedoczekanie (2016)

PŁYTA CZYTELNIKA - Slayer - Repentless (2015)