PŁYTA CZYTELNIKA - Black Sabbath - Mob Rules (1981)


Black Sabbath - Mob Rules (1981)

1. Turn Up the Night
2. Voodoo
3. Sign of the Southern Cross
4. E5150
5. The Mob Rules
6. Country Girl
7. Slipping Away
8. Falling Off the Edge of the World
9. Over and Over


  Dziś (wreszcie!) udało mi się znaleźć chwilę i napisać kilka słów o ostatniej z trzech zaproponowanych przez Justynę płyt, czyli o dziesiątym studyjnym albumie Black Sabbath – ‘Mob Rules’. Z płytą zaznajamiałem się etapami (odsłuchiwałem zawsze gdzieś pomiędzy innymi płytami) i myślę, że już co nieco mogę o niej powiedzieć. Przy okazji dowiedziałem się (nie wiedziałem, naprawdę), że jest to jedna z dwóch płyt tej formacji, na której zaśpiewał Ronnie James Dio. Ja, jako totalny laik dinozaurowego rocka i metalu, myślałem, że jak Black Sabbath, to tylko Ozzy. Ot, siurpryz...
  Jak się później okazało, to nie była jedyna niespodzianka, bo po którymś z kolei odsłuchu ‘Mob Rules’ najnormalniej w świecie... zaczęło mi się to podobać! A wiecie jaki mam do starego (prócz, rzecz jasna, Queen) grania stosunek. Zaskoczyło mnie to i... zmartwiło. Czy to zatem aby nie oznaka, że się starzeję? Oby nie... Tak czy siak, płyta mi się podoba i uważam ją za najlepsze co słyszałem pod sztandarem Black Sabbath. Naprawdę.
  Co najbardziej mnie zdziwiło, a po pewnym czasie urzekło, to właśnie ta nieblacksabbatowość wokalna. To jest świetne! Black Sabbath bez Ozzy’ego na wokalu jest lepszy niż Black Sabbath z nim przy mikrofonie! Z czego to wynika? Pewnie z tego, że w przeciwieństwie do Osbourne’a, Ronnie James Dio potrafi śpiewać. I to całkiem nieźle. Prawda, momentami trochę z niego wyjec, ale (na szczęście) w takim bardziej Freddie Mercury’owym stylu. I mnie to porywa.
  Kolejna fantastyczna na tej płycie sprawa do gitara elektryczna. Gdzie trzeba, jest klimatyczna i nie przeszkadza. Gdzie znów należy – atakuje prawie metalowym zacięciem. No i te solówki! Ja absolutnie się nimi napawam. Zero technicznych przechwałek, zero bicia rekordów prędkości w kostkowaniu. To jest po prostu 100% totalnie fenomenalnych rockowo-metalowych solowych linii. Bomba!
  Cała płyta jest, mimo pewnych spowolnień i zmian nastroju, bardzo energetyczna. Dobrze by mi się jej chyba słuchało w samochodzie. Muszę to sprawdzić. Jest to też album absolutnie niemęczący – można spokojnie włączyć go jako tło do codziennych zajęć. Można przy nim odpocząć po pracy (ci starsi), można się też przy nim swobodnie uczyć (to ci młodsi).
  ‘Mob Rules’ Black Sabbath polecam wszystkim fanom rocka i metalu. Wszystkim, bez wyjątku. W najgorszym razie, po pierwszym razie po prostu ją wyrzucicie z odtwarzacza. Ale przesłuchać ją choć raz, według mnie, najzwyczajniej w świecie - należy. W tym miejscu zatem chciałbym bardzo podziękować Justynie, że tę płytę wybrała. Bo sam z siebie na pewno bym po nią nie sięgnął. A tak, jestem bogatszy o coś nowego. Mimo, że to coś ma już grubo ponad trzydzieści lat!
  Wiem, że ostatnio Antylogia Mojej Muzyki trochę zaszła kurzem. Pewnie prędko się to nie zmieni i nowe wpisy będą  pojawiały się rzadko, niemniej, chciałbym żebyście, Drodzy Czytelnicy, nie opuszczali jej i czytali/słuchali/odkrywali ile się da! No i, nieustająco, podsyłajcie mi swoje propozycje płyt. Może nie od ręki, może nie w ciągu dwóch tygodni, ale w końcu je dla Was (i dla siebie!) opiszę. Obiecuję. Bo to naprawdę dla mnie zawsze wielka przyjemność. Tylko czasu teraz jakby mniej...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Atrophia Red Sun - Twisted Logic (2003)

WASI ZNAJOMI - Prokoncepcja - Niedoczekanie (2016)

PŁYTA CZYTELNIKA - Slayer - Repentless (2015)