Dreadnought - Lifewoven (2013)



   Muzyka, o której dziś Wam opowiem jest wyjątkowa, zaskakująca... i genialna. Ani odrobinę nie spodziewałem się tego, co na 'Lifewoven' usłyszałem, dodając tę płytę do biblioteki Spotify. Ale nic tak bardzo mnie nie cieszy, jak muzyczne zaskoczenia (te pozytywne, rzecz jasna). Nie pamiętam już zbyt dobrze, kiedy ostatnio tak bardzo się przy odsłuchach zdziwiłem. I to jest piękne!
  Na swoim debiutanckim albumie Amerykanie z Dreadnought od pierwszych dźwięków grają ze słuchaczami w grę nieoczywistości. Bo włączając ją i słuchając, minuta po minucie, traci się wiarę, że to metal (a przecież chyba na tej podstawie wyświetliła mi się ta sugestia na Spotify, nie?). Jest niespiesznie, klimatycznie, jazzowo. Pięknie, magicznie i... nie metalowo! Co, do licha, pomyślałem? Jednak, gdy dać jej odrobinę więcej czasu, 'Lifewoven' odkrywa przed nami swój ciężki, black metalowy charakter. I mimo, że to tylko momenty, zagajenia czy wręcz, mgnienia, to już wiem dlaczego serwisy muzyczne traktują tę muzykę w kategorii metalu. Bo ten misternie tkany, lekki jazzowo-flower-powerowy nastrój jest właśnie po to, by zrobić miejsce tym nokautującym, metalowym ciosom. Bo, musicie to wiedzieć, Moi Drodzy, żaden z sześciu utworów na 'Lifewoven' nie jest od początku, do końca metalowy. Żaden też nie jest od początku, do końca jazzowy. Tak to sobie muzycy Dreadnought sprytnie obmyślili.
  Bardzo trudno mi powiedzieć coś konkretnego o muzycznych rozwiązaniach na tej płycie. Tu jest wszystko, co lubię, gdy myślę o niemetalowej muzyce. Jest jazz, jest blues, jest swing, wreszcie, jest progresja. Słyszę tu Pata Metheny'ego, Diablo Swing Orchestra, Opeth (z 'Sorceress') czy UneXpect. Momentami mam nawet wrażenie, jakbym słyszał nuty genialnego Para Lindha. Jak dla mnie, genialne muzyczne spełnienie. Mocniejsze fragmenty w żadnym momencie nie wysuwają się na pierwszy plan, tylko growl może jest odrobinę zbyt blackowo przekombinowany - bardziej kojarzy mi się z horrorem klasy C, niż rasowym metalowym głosem. Ale nie będę się czepiał, bo po pierwsze - jest go tu jak na lekarstwo, a po drugie, to nie on jest tu najważniejszy.
  Bo najważniejsza na 'Lifewoven' jest artystyczna wyobraźnia (i jej fenomenalna muzyczna realizacja) muzyków. Tu każdy dźwięk mówi coś ważnego, obok czego nie można przejść obojętnie. Każdy z utworów przenosi nas w świat zaskoczenia i nieprzerwanej ekscytacji. Mogę was zapewnić, że gdy włączycie sobie tę płytę (i ją zapętlicie), to po kilku godzinach zdacie sobie sprawę, że słuchacie jej już któryś raz i, po pierwsze, nie zdąży się Wam znudzić i, po drugie, nadal będziecie na niej odkrywać coś nowego, czego wcześniej nie dosłyszeliście.
  Debiutancki album Dreadnought polecam wszystkim ceniącym sobie odkrywanie muzyki nowej, zaskakującej, niekoniecznie nieruchomo osadzonej w jednym tylko gatunku. 'Lifewoven' to jedna z najlepszych niemetalowych (lub mało metalowych) rzeczy, jakie słyszałem od kilku lat. Naprawdę.

1. Nascence
2. Lift
3. Deluge
4. Utopia
5. Immolate
6. Renaissance


  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

PŁYTA CZYTELNIKA - Luxtorpeda - MYWASWYNAS (2016)

Atrophia Red Sun - Twisted Logic (2003)

PŁYTA CZYTELNIKA - Slayer - Repentless (2015)